poniedziałek, 22 września 2014

Moja twórczość (tym razem pisana xd)

Witajcie po dłuuuuuuugiej przerwie.
Niestety miałam pewne problemy z przekonaniem rodziców, co do mojego czasu spędzanego przed monitorem ^^'.

W tym poście chciałabym przedstawić wam fragment opowiadania, które napisała sobie tak "na boczku" w Wordzie, kiedy nikt nie patrzył ^^.


Młoda Róża

Odgarnęłam włosy z twarzy i spojrzałam w dół. Otulona mrokiem ulica była zupełnie pusta. Wypuściłam głośno powietrze ze zniecierpliwienia, przeplatanego zaczątkami irytacji. Dwójka moich partnerów od misji znów się kłóciła. Miałam szczerą ochotę wbić metalowy pilniczek – którym właśnie kształtowałam długie paznokcie – w oczodół każdego z nich, aż białko i tęczówka wypłyną na wierzch, ale stłumiłam w sobie te mordercze zapędy. Zabijałam tylko na zlecenia – nigdy z własnych pobudek.

- Zamknij się w końcu! – Warknęła pół głosem brunetka o jaskrawo-zielonych oczach (nosiła kontakty) w stronę ciemnookiego gołogłowca.

- Sama się przymknij! – Odsyknął jej mężczyzna.

- Ja? To ty to zacząłeś, a to ja mam się zamknąć?! – Charkotała z niedowierzaniem.

I to mają być zabójcy na zlecenie?, pomyślałam rozgoryczona. Żałowałam decyzji przeniesienia mnie do tej grupy już pierwszego dnia. Kaya (kobieta) wyraźnie nie pałała sympatią do Ruki’ego (mężczyzna), a ilość podejmowanych misji tylko tę niechęć pogłębiała. Nie wiedziałam też, jak wielkim musiał być kretynem ten, który dobrał nas w drużynę. Styl walki Kayi kłóci się kompletnie ze stylem Ruki’ego, przez co cały czas wchodzili sobie w drogę. Do tego oboje inteligencją nie grzeszyli, więc wszystko zostawało na mojej głowie. To ja byłam mózgiem każdej operacji, dzięki czemu w jakiś mega-fartowny sposób każde zlecenie kończyliśmy sukcesem. Ale powoli mój umysł się przegrzewał, a najgorsze było to, że miałam pełną świadomość odpowiedzialności za swój team. Beze mnie by zginęli, prychnęłam w myślach. Nie darzyłam ciepłymi uczuciami żadnego z nich. Chodziliśmy razem na misje, bo musieliśmy – to wszystko.

Znów zerknęłam w dół. Cisza. Zero ruchu. Tylko światła latarni i pusta ulica. To czekanie mnie dobijało – zwłaszcza z parą rozwścieczonych partnerów, pogrążonych w ciężkiej sprzeczce. Według naszych źródeł cel miał pojawić się za…

Zmieszana wyjęłam telefon z kabury na udzie. Za dwie minuty. Wróciłam do piłowania paznokci. Ciągły jazgot tamtej dwójki wywoływał u mnie sadystyczne myśli, w których wiją się oboje, krzywiąc z bólu i błagając o litość. Jeszcze trochę i ja będę o nią błagać, bo nie wytrzymam z nimi minuty dłużej!, jęknęłam mentalnym głosem. W momencie, kiedy Kaya dała facetowi prawego sierpowego w twarz, nie wytrzymałam i odwróciłam się do nich powoli. Sama wyczuwałam mroczną aurę mordercy, którą zazwyczaj trzymałam pod kluczem, a która widywała światło dzienne w momentach mojej wściekłości. I to był taki moment.

- Możecie, do cholery jasnej, skupić się na misji, a nie lać się i dogryzać, jak para przedszkolaków?! – Z każdym słowem mój ton głosu podnosił się, żeby pod koniec zdania niemal krzyknąć.

Uciszyli się i wbili we mnie przestraszone spojrzenia. Jak dzieci, które dostają reprymendę od rozwścieczonej matki. Na powrót obróciłam się przodem do – dotąd pustej – ulicy. Teraz przemierzał ją lekko poddenerwowany mężczyzna w jasnym garniturze, na który narzucony był czarny płaszcz. To nasz cel.

Wyjęłam moje ulubione pistolety – Bliźniaczki Rose. Nosiły taką nazwę z powodu wygrawerowanych róż na zewnętrznych, żelaznych elementach. Wystawiłam przed siebie dłoń z prawą Bliźniaczką i już zaciskałam palec na spuście, kiedy poczułam gwałtowne szarpnięcie. Okazało się, że to Ruki. Sam ściskał mocno swoją broń, mając na celowniku mężczyznę.

- Ja to zrobię, mała. – Warknął w moją stronę, kiedy oburzona i lekko oszołomiona zbierałam się z ziemi. – Nie możesz zawsze zbierać wszystkich laurów.

W tym momencie odepchnęła go Kaya i – podobnie jak ja i Ruki – zaczęła wymierzać strzał.

- Lepiej ja to zrobię, bo pewnie wszystko spartolisz, idioto. – Powiedziała pewnym siebie tonem.

- Że niby ja zawsze wszystko knocę? A co było na ostatniej misji? Pamiętasz, jak…! – I zaczął jej wypominać wszystkie „ponoć” popełnione przez nią błędy.

W tym samym czasie cel znikał już za zakrętem. Co za para bałwanów! Przemknęłam obok nich – nawet się nie zorientowali – i pobiegłam za celem. Mijając w pędzie kolejne ciemne uliczki znalazłam się dokładnie siedem metrów za mężczyzną. Tym razem nieograniczana przez zidiociałych partnerów, wymierzyłam obie lufy i nacisnęłam spusty w tym samym czasie. Rozległ się huk strzałów, a mnie delikatnie odrzuciło do tyłu, do czego już przywykłam. Gdy dym z luf opadł, spostrzegłam tylko ciało celu, który nie był już celem.


Stałam znudzona w gabinecie naszego szefa, który przydzielał nam misje. Dwójka partnerów kłóciła się za moimi plecami, tak zażarcie i z tak wielkim zapałem, że nie można było odróżnić poszczególnych słów. Tym czasem szef – z ulizanymi, brązowymi włosami i oczami podobnego koloru, ubrany w ciemny garniak – szukał czegoś zapalczywie, jakby napędzał się słowami: „Im szybciej to załatwię, tym szybciej sobie stąd pójdą”. Biedak.

- Cisza! – Zagrzmiał, a Kaya i Ruki zwrócili na niego oczy, uciszając się przy tym. Alle luja! – Już od pewnego czasu zastanawiałem się nad tym i nadszedł czas, żeby zmienić waszą grupę.

Czy on… czy on właśnie powiedział, że uwolni mnie od tej dwójki?! O niczym innym nie marzyłam!

- Od dziś, droga Katsuro, będziesz należeć do drużyny złożonej z Akai’ego i Kei’a Yotshima.

Hm, rodzeństwo… Może być ciekawie.

- Ty, Kayo, zostajesz przydzielona do Yumi Akeri i Zakury Sasakawa. – Kobieta widocznie odetchnęła z ulgą. W jej drużynie były same kobiety, co cieszyło ją z powodu jej małego odruchu feministycznego.

- Co do Rukiego… - Pogrzebał w papierach. – Należysz od dzisiaj do drużyny złożonej z Akamaki’ego Hiouki i Naomi Ryuume. – Ruki tylko skinął głową. – To wszystko. Ze swoimi nowymi partnerami spotkacie się jutro w południe w głównym holu.

Odmaszerowaliśmy. Za drzwiami pomiędzy naszą trójką zapadła głucha cisza. Nikt nie wiedział, co powiedzieć, więc wspaniałomyślnie zabrałam głos.

- Nie będę wam tu chrzanić o owocnej współpracy i o tym, jak to trudno jest mi się z wami rozstać – Zaczęłam. – ale bez was i tych waszych kłótni będzie mi… dziwnie. – Brunetka posłała mi jedynie uśmiech, w którym zawarte były, dotąd skrywane, ciepłe uczucia do mojej osoby. Ruki pozostał niewzruszony. – Życzę wam udanych misji i lepszego porozumienia w grupie. No to… na razie.

I rozeszliśmy się. W wielkim, nowoczesnym budynku, który był „Biurem Nieruchomości” (ta nazwa to tylko przykrywka dla „Związku Zabójców”) znajdowały się apartamentowce na najwyższym piętrze. Zostały zbudowane na potrzebę chwilowo bezdomnych morderców. Ja także tam mieszkałam, bo po co szukać domu, jeżeli można wynająć lokum w miejscu pracy? Do tego tak luksusowe?
Otworzyłam drzwi z perwersyjnym numerem „69” i weszłam do środka. Salon utrzymany w jasnych kolorach prezentował się nieskazitelnie, jakby nikt tu nie mieszkał. Zdjęłam czarne trampki i przeszłam do sypialni. Tu także wszędzie królowała biel. Ściany w jasno-beżowym kolorze, białe biurko, szafka, półki, łóżko ze zwiewnym baldachimem, okrągły, puchaty dywan na jasnych panelach – to wszystko pozwoliło mi się uspokoić.

Padłam na łóżko. Wypełniłam dzisiaj pięć misji i byłam skonana. Czułam niemiłą woń potu z dolnej części rękawów łososiowej koszulki. Ona sama sprawiła, że nieposłuszne dotąd nogi pozwoliły na przeniesienie na nie ciężaru ciała. Skierowałam się w stronę łazienki.
Po gorącym prysznicu spojrzałam w zawieszone na ścianie, ogromne lustro. Ujrzałam w nim piękną dziewczynę o jasnej cerze, ciemno-brązowych, niemal czarnych włosach i fioletowych, dużych oczach. Najdłuższe pukle sięgały bioder. Czasami nie wierzyłam w swoją urodę, mimo, że byłam jej w pełni świadoma i potrafiłam wykorzystać ją we własnych celach.

Owinęłam się ręcznikiem i wyszłam z łazienki. W przeciwieństwie do reszty domu, w sypialni panował krajobraz, jak po huraganie. Wszędzie walały się ubrania, papierki po słodyczach i najróżniejsza broń. Zmierzając w stronę łóżka, nadepnęłam na coś metalowego. Podniosłam owo coś, co okazało się małym sztyletem do rzucania. Moja pierwsza broń… W Związku Zabójców pracowałam już od trzech lat i – nieskromnie powiem – byłam elitą. Potrafiłam używać pistoletów, karabinów (maszynowych), wiatrówek, bazook, noży, sztyletów i własnych pięści. Jednak medal miał swoją drugą stronę. Prawda, byłam jedną z najlepszych, ale też z najmłodszych. Miałam dopiero szesnaście lat. Policja znała mnie jako morderczą nastolatkę o pseudonimie „Młoda Róża”, z czego byłam głupio dumna. Tylko najlepszym nadawali nazwy.

Wygrzebałam spod stosu ciuchów na biurku jasno-zielonego laptopa. Wygładziłam nieporadnie skołtunioną kołdrę i opadłam na poduszki. Uruchomiłam komputer, a gdy był już gotów do użycia, wpisałam w wyszukiwarkę „Związek Zabójców”. Kliknęłam na pierwszy link. Ekran nagle poczerniał, a na środku pojawiło się małe okienko, w którym trzeba było wpisać imię, nazwisko i hasło. Tylko zabójcy Rangi S mieli prawo do posiadania konta na stronie naszej organizacji. Wpisałam dane, po czym kliknęłam zakładkę „Pracownicy”. Przed spotkaniem musiałam wyszukać tych braci. Szukałam dobre dziesięć minut, aż w końcu natrafiłam na wpis „Bracia Yotshima”. 

Otworzyłam go i pogrążyłam się w lekturze.

„Bracia Yotshima znani są ze swojej skuteczności i dokładności. To jedni z najmłodszych zabójców Rangi S w organizacji. Przez władze nazywani „Bliźniaczymi Smokami” ze względu na swoją broń – pistoletami z żelaznymi łuskami w niektórych miejscach i wygrawerowanych smoków od zewnętrznej strony. Starszy – Akai – nazywany jest Smokiem Cienia, a młodszy – Kei – to Smok Światła. Możliwe, że jest to związane z kontrastem charakteru, lub wyglądu. Nigdy nie zostało to potwierdzone. Zawsze pracują w duecie, nie dopuszczając do siebie nikogo.”

Zamrugałam kilkakrotnie. Bliźniacze Smoki? Pierwsze słyszę. Ranga S? Dlaczego nic o tym nie wiem?! Najmłodsi? W moim sercu powoli zaczęła kiełkować nadzieja. Może jednak nie byłam jedyna? Może był ktoś jeszcze?

Z pogodnymi myślami odłożyłam laptop, otuliłam się kołdrą i wtuliłam w poduszkę, pozwalając Morfeuszowi na wzięcie mnie w swoje objęcia.


Rozczesałam potargane po spaniu włosy, krzywiąc się raz po raz. Ubrałam się tak, jak to robi Młoda Róża, czyli luźna, biała koszulka z czarnym napisem „Killer”, wpuszczoną w czarną spódniczkę do połowy ud, czarne zakolanówki i trampki tego samego koloru. Do tego opaska na włosy z maleńkim, czarnym cylinderkiem. Gotowa! Uśmiechnęłam się do swojego odbicia, po czym zerknęłam na zegar. Za szesnaście minut spotkanie.

Ruszyłam do drzwi, a gdy stałam już na korytarzu, zamknęłam mieszkanie i schowałam klucz do kabury, która zajmowała obowiązkowe miejsce na moim udzie. Broń – jest, klucz – jest, chyba miałam wszystko… Naciągnęłam mocniej rękawiczki bez palców i poszłam w stronę windy.

Byłam tak otumaniona myślami o spotkaniu, że wpadłam na kogoś. Po zderzeniu z twardym torsem, odskoczyłam, przyczajając się jak zaniepokojona pantera. Ofiarą mojej głupoty okazał się młody chłopak. Miał rozczochrane, jasne blond włosy, ciemno-niebieskie oczy i jasną cerę. Grzywka przysłaniała jego prawe oko do połowy, co dawało iście… uroczy efekt.

Blondyn, podobnie jak ja, przybrał pozycję, która aż krzyczała: „UWAGA! Jestem gotowy na wszystko!”. Kiedy mierzyliśmy się podejrzliwymi spojrzeniami, a żadne z nas się nie ruszało, stopniowo odzyskiwałam spokój. Po kilku minutach wróciłam do stanu sprzed zderzenia. Z nim było podobnie. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że wypadałoby przeprosić.

- Gomen nasai. – Skłoniłam się lekko. – Jestem ostatnio jakaś rozkojarzona…

Nie wiem dlaczego, ale zaczęłam się mu tłumaczyć! Z jakiej paki?! Ku mojemu zdziwieniu blondyn, zamiast mruknąć coś w odpowiedzi i odejść, uśmiechnął się zniewalająco. Poczułam, jak pieką mnie policzki. Natychmiast, bez zastanowienia i odruchowo przyłożyłam do nich dłonie, próbując ukryć dowód jakiegokolwiek zawstydzenia.

- Ja także przepraszam! – Odparł, czochrając sobie włosy. – Spieszyłem się i cię nie zauważyłem.

Wpatrywałam się w niego, jak zaczarowana, ale w porę się opamiętałam. Jak to tak? Najmłodsza zabójczyni Rangi S, wielka Młoda Róża, która precyzyjnie oddaje każdy strzał miałaby zostać oczarowana przez chłopaka w podobnym wieku? Pff! W życiu! Ciekawość wyparła dumę, co mnie samą zaskoczyło.

- A gdzie się tak spieszysz? – Zagadnęłam, wciskając guzik windy.

Chłopak zmierzył mnie nieufnym spojrzeniem. Widocznie próbował doszukać się jakichś ukrytych zamiarów z mojej strony. I nie znalazł za wiele, bo naprawdę byłam tylko ciekawa.

- Ja i brat mamy poznać nową partnerkę do misji. – Burknął w odpowiedzi.

Brat? Partnerkę? Chwila… Czy to możliwe, że to był Kei Yotshima – Smok Światła? Bardzo pasował do tej roli, a uzyskane przeze mnie fakty tylko potwierdzały te domysły. Pomyślałam, że jeśli ja wiem kim on jest, ale on nie wie kim jestem ja, można by się trochę pobawić i pozgrywać głupią. Zrobiłam więc zaciekawioną minę.

- O. A któż to taki, jeśli można spytać?

- Ech, jakaś młoda dziewczyna Rangi S. Podobno młodsza od nas. – Tym razem odpowiedział bez zastanowienia, jakby przeświadczony o moim niewtajemniczeniu w sprawę. – Jej pseudonim to Młoda Róża.

Wyszliśmy z windy, wkraczając tym samym do holu. Młoda Róża… Tak, teraz miałam pełnie potwierdzenie, że jest to jeden z moich dwóch nowych partnerów do misji. Zauważyłam na środku pomieszczenia grupę ludzi. Niektórzy wyglądali zwyczajnie, inni postawili na oryginalność, lecz każdy miał wytatuowany symbol Związku Zabójców na odpowiadającej części ciała – oficjalny akt przynależności. Swój miałam na karku, więc przysłaniały go włosy.

Kei ruszył w stronę samotnie stojącego chłopaka, który wyraźnie na coś czekał. Byłam pewna, że jest to drugi brat – Akai. Miał czarne włosy w podobnym nieładzie, co młodszy brat, ciemno-niebieskie oczy i znudzony wyraz twarzy. Grzywka przysłaniała jego lewe oko. On także wyglądał nieziemsko dobrze, ale nie dałam poznać po sobie z jak wielkim zachwytem przyswoiłam tę informację.
Kiedy byliśmy już blisko bruneta postanowiłam w końcu się ujawnić. Zwróciłam się do blondyna, wracając do wątku rozmowy.

- A skąd ta nazwa? – Spytałam, nadal grając nieświadomą.

Staliśmy już obok Akai’a, którego Kei powitał przyjacielskim uśmiechem. Natomiast czarnowłosy przeszywał mnie spojrzeniem pod tytułem „Fajnie, że zakumplowałaś się z moim bratem, ale możesz już sobie pójść”. Oj poczekaj, słonko.

- Bo na jej pistoletach wygrawerowane są róże, a co? – Odparł, spoglądając na mnie z ukosa.

Uśmiechnęłam się szeroko, po czym sięgnęłam pod spódniczkę i wyjęłam z kabur Bliźniaczki, przekręcając je zewnętrzną stroną do góry tak, żeby wspomniane kwiaty były pod światło jeszcze bardziej widoczne.

- Takie róże? – Zachichotałam na widok ich min. – Myślę, że tak. – Odpowiedziałam sama sobie.

Dwie pary niebieskich tęczówek wgapiały się we mnie, pojmując powoli fakt, iż to ja jestem ich nową partnerką. Po przyswojeniu tej informacji, spojrzeli na siebie w taki sposób, jakby prowadzili niemą rozmowę:
„- Wiedziałeś?
- Nie.
- Ja też nie.”

Naprawdę, starałam się tłumić śmiech z całych sił, lecz on narastał i narastał, aż w końcu byłam zmuszona do zatkania sobie dłonią ust, żeby trzęsące mną salwy śmiechu nie zwabiły wzroku innych. Tymczasem bliźniacy nadal wpatrywali się we mnie, Kei – urażony, Akai – oburzony. Rozumiałam ich uczucia, ale fakt, że mogłam wkręcić młodszego i zrobiłam to bez zbędnych zahamowań seryjnie mnie rozbawiał.

- Sz-szkoda, że nie widzicie swoich min. – Wykrztusiłam, próbując oddychać spokojnie. – Bezcenny widok.

Blondyn znów wyglądał na urażonego. Przecież to jego oszukałam w tak dziecinny sposób. Miałam jednak szesnaście lat i wolno mi było od czasu do czasu zrobić coś głupiego.

- Dlaczego mi się nie przedstawiłaś? – Burknął.

- Ty też tego nie zrobiłeś, więc się mnie nie czepiaj. – Wypomniałam mu tonem oskarżonej o niepopełnione przestępstwo. – Wywnioskowałam kim jesteś, bo powiedziałeś mi, że masz brata i że idziesz na spotkanie z nową partnerką. Wiedziałam wtedy, że moi nowi partnerzy to rodzeństwo, a po przeczytaniu akt na stronie Związku wiedziałam już, czego się spodziewać. Nie moja wina, że nie poznałeś mnie od razu.

Ten tylko wydał z siebie dźwięk podobny do „Pff!” i odwrócił głowę. Natomiast Akai nadal mi się przypatrywał z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Wyglądał na pokrążonego w rozmyślaniach.

- Ale zacznijmy od początku. – Zaproponowałam, na co Kei znów na mnie spojrzał. – Ryuuzawa Katsura. – Skłoniłam się lekko.

- Yotshima Kei. – Blondwłosy skinął głową.


- Yotshima Akai. – Brunet również kiwnął na mnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz